wtorek, 4 marca 2008
Quetzalcoatl
nielotnie mi wężem
przyziemnie
czas uzbroić się w skrzydła
być bliżej nieba
głową chmur sięgać
orła
zbyt tandetne
wytarte w totemach
ociężałe
na monetach
anioła
sklejone w maszkarach
na freskach
wyblakłe pomięte
szpetne
gołębia
przez życie z obrączką
latać w kółko
z wiadomością
od siebie
dla siebie
nudno
albatrosa
transoceaniczne
zasięg przerasta ambicje
latałbym jak Spruce Goose
po horyzontów kres
poskładana z brzozy
świerkowa gęś
pingwina
wytwornie będzie
pociesznie
jeżeli nawet nie wzlecę
przez chwilę w miejscu potupię
i sam sobie przyklasnę
skrzydłami
dla hecy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz